Dwa tygodnie temu miałem okazję pojawić się na Parc de Princes, w przedostatnim meczu domowym Paris Saint-Germain trwającego sezonu Ligue 1. Fabian Ruiz, Achraf Hakimi, a także samobój Ajaccio i dublet Kyliana Mbappe oficjalnie doprowadził do spadku beniaminka ligi. Mecz w gruncie rzeczy nawet dla średnio zaznajomionego kibica, który nie śledzi na co dzień poczynań żadnej z drużyn, mógł brzmieć jednostronnie i faktycznie tak było. Przez te kilka godzin spędzonych w Paryżu zrozumiałem kilka rzeczy. Przed, w trakcie i po samym spotkaniu. Czy moje refleksje będą odpowiednimi argumentami, by zrozumieć trwające błędy tego projektu? Być może, ale przejdę lepiej do sedna.
Podobnie jak na rozprawce w szkole, zacznę od argumentu numer jeden. W stolicy Paryża nie tworzą klubu, tworzą brand. Nie mówię, że jest to tylko złe. Każdy kij ma dwa końce. Pod wieloma względami Bayern Monachium, Barcelonę, czy Manchester United także należy tak nazwać. Problemem jest to, że każdy z wyżej wymienionych łączy wielka historia sukcesów krajowych i międzynarodowych. Paris Saint-Germain takiego nie uświadczyło przed czasami inwestorów z Bliskiego Wschodu. Nie mam zamiaru ujmować sukcesów krajowych, więc dodam, że jeśli w aktualnym sezonie PSG sięgnie po mistrzostwo, to stanie się samodzielnym liderem w klasyfikacji wszech czasów, wyprzedzając Saint-Etienne w ilości tytułów. Jest to na pewno sukces, biorąc pod uwagę, jak mocna jest ta liga, a jak względnie „młode” jak na tak duży klub jest PSG. W ramach ciekawostki mogę dodać, że Alan Shearer, czyli legenda Premier League, jest jedynie dzień młodszy od klubu z Paryża. PSG w meczu z Ajaccio bardzo zadbało o opakowanie, by widz neutralny się nie nudził. Przed samym spotkaniem, z dachu stadionu na sieci pajęczej zjechał człowiek, przebrany za Spider-Mana. Jest więc element show, w ramach współpracy z amerykańskim studiem.
Jeśli chodzi o atmosferę, to momentami była ona piknikowa. Byłem na derbach Krakowa na stadionie Wisły oraz Cracovii. Byłem kiedyś na San Siro na rywalizacji Milanu z Juventusem. To, co łączy te mecze, to niesamowita pasja kibiców i próba jak najczęstszego wsparcia swoich ulubieńców i prowokacja rywali. Na PSG tego nie uświadczyłem. Mam z tyłu głowy jednak kilka poprawek na obronę kibiców z Paryża. Kontrargumentami były duże rywalizacje, jak derby miasta, a PSG – Ajaccio to po prostu kolejny mecz ligowy, który zbyt wielu osób mówiąc kolokwialnie, nie grzeje. Druga sprawa to bojkot najbardziej zagorzałych fanów PSG, których na meczu nie było, ponieważ domagają się odejścia Neymara czy Messiego. Próbowali to uczynić w dość nachalny sposób, podchodząc między innymi pod dom Brazylijczyka. Nie mogę więc miarodajnie ocenić jak wygląda doping na Parc de Princes co mecz. W tym jednak na którym ja byłem, był średni.
Utożsamianie się z tym klubem też wydaje się niełatwe. Oczywiście, że każdy chciałby mieć zbyt bogatego sponsora, za mocny skład i seryjnie wygrywać tytuły mistrzowskie. Jednak gdy tak się zastanowić mija ponad dekada katarskich rządów w Paryżu. Przez ten czas coraz więcej się tam dzieje. Od Beckhama i Zlatana, przez Neymara i Mbappe, po Messiego i Ramosa ciągle PSG generuje zainteresowanie i gromadzi różnych idoli piłkarskich, jakich tak naprawdę tylko zechce. W efekcie próba stworzenia klubu w wielkim mieście częściowo się udała. Na pewno bardziej niż w Hercie Berlin. Medialność stoi na najwyższym poziomie, i taki ja chcący zobaczyć ulubionych zawodników nie musi jechać do stolicy Katalonii, czy Anglii, skoro może do Francji. Długo zastanawiałem się, czy chciałbym czegoś takiego w swoim lokalnym klubie na dłuższą metę. Punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia, a w tym wypadku na nikim mistrzostwo Francji nie robi już wrażenia. To Europa od lat ma być wyznacznikiem jakości tego projektu, a skoro tak jest, to brutalnym. Jeden finał, przegrany po (o ironio) golu wychowanka PSG Kingsleya Comana, to nie wiele jak na tak spore pieniądze włożone w klub.
Tu płynnie przechodzimy do kwestii pośredniej z utożsamianiem się, mianowicie akademii. Paris Saint-Germain ma szkółkę na naprawdę wysokim poziomie. Poza wspomnianym skrzydłowym Bayernu PSG wypuściło w świat Mike’a Maignana, czy Christophera Nkunku. Każdego z nich jednak odrzuca, bo są może za słabi, nie mają na nich pomysłu, lub wolą postawić na Icardiego, czy Buffona, zamiast na to co oferuje szkółka. W efekcie to RB Lipsk czy Milan mają młodych zawodników, z których mogą korzystać i dzięki nim odnosić sukcesy, a PSG wydaje krocie na gwiazdy. Czasem są to młodsze nabytki jak Hakimi, czy przed laty Mbappe, a innym razem Leo Messi czy Sergio Ramos. Ostatecznie efekt jest ten sam. Regularna walka o mistrzostwo kraju, czasem nawet dublet krajowy (który od przejęcia przez Katarczyków w 2011 roku zdarzył się tylko cztery razy), a w Europie nadal bez pucharu.
Jeśli mam poruszyć temat samej rywalizacji Paryżan z Ajaccio, a także czy warto jeździć jako neutralny widz na takie spotkania, to odpowiadam warto. Mbappe na żywo robi piorunujące wrażenie. Widać, że jest to topowy poziom, który w każdym meczu chce dać z siebie ponad sto procent. Przegląd pola Messiego i Ramosa jest na absurdalnym poziomie, gdy z trybun widziałem, jak posyłali piłkę do graczy, których nawet nie zauważyłem, a oni dograli im idealnie w tempo. Ajaccio tym meczem oficjalnie straciło szansę na utrzymanie w Ligue 1, które i tak były iluzoryczne.
Symboliczną sprawą jeśli chodzi o to czemu PSG to bardziej brand niż klub, była relacja kibiców z Leo Messim, którą uświadczyłem. Jedna części trybun buczała na Argentyńczyka, gdy ten był przy piłce. Druga go oklaskiwała i skandowała nazwisko. Wtedy zrozumiałem, że moim marzeniem, jak i wielu, którzy przyjeżdżają na PSG jest zobaczyć właśnie Messiego, Neymara czy Mbappe, a nie stricte pójść na ten mecz. Przez dłuższy czas te kluby przejmowane przez bogatych inwestorów będą mieli z tym problem (może poza Newcastle). Marketing i merchandising na światowym poziomie. Najlepsi piłkarze na świecie, piękne miasto i wielkie show. W tym wszystkim brakuje po prostu klubu piłkarskiego, z którego zrobił się brand.
Autor: Krystian Kwiecień