Litwini najsłabsi w regionie

W publikowanej pod koniec maja na łamach Magii Piłki zapowiedzi Pucharu Bałtyku jako faworyta do wygrania turnieju typowałem Litwinów. Strasznie się jednak przejechałem ja, kibice z Litwy, a także piłkarze i trener reprezentacji. Ten ostatni na konferencji prasowej przed pierwszym spotkaniem rozgrywek zapowiadał, że celem jest przywrócenie po 11 latach pucharu na Litwę. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te plany.

W Pucharze Bałtyku od 1928 roku rywalizują ze sobą reprezentacje Litwy, Łotwy i Estonii. Od ostatnich 4 edycji równych sobie nie mają Łotysze, którzy triumfowali nawet przy gościnnym występie piłkarzy Finlandii. Swoją kartę miała w tym roku odwrócić Litwa, ale zamiast celowania w zwycięstwo przyszło gorzkie sprowadzenie na ziemię, które każe oswoić się z łatką najsłabszej reprezentacji spośród państw bałtyckich. W obydwu turniejowych spotkaniach Litwini przegrali, więc nie wywalczyli nawet punktu.

1. czerwca w Wilnie odbyła się inauguracja Pucharu Bałtyku. Naprzeciwko Litwinów stanęli Estończycy, typowe spotkanie bez faworytów, w całym meczu padła tylko jedna bramka. O losach pojedynku przesądziło trafienie Henriego Aniera z 59. minuty. W końcowej fazie meczu Litwini naciskali, regularnie próbowali zagrozić bramce gości, mieli wiele dogodnych sytuacji, ale ewidentnie szwankowało wykończenie. Trener Valdas Urbonas próbował także usprawiedliwiać się nieobecnością Pauliusa Golubickasa i Gratasa Sirgedasa, twierdził także, że jego podopieczni zasłużyli z przebiegu gry na więcej. Nawet jeśli to ostatnie stwierdzenie można uznać za prawdziwe, to zwyciężył po prostu ten zespół, który strzelił więcej bramek – stare, aczkolwiek zawsze aktualne porzekadło.

O ile nikła porażka z Estonią nie zamknęła jeszcze Litwinom drzwi do zwycięstwa, o tyle 4. czerwca przeciwko Łotwie trzeba było wygrać zdecydowanie, najlepiej jak największą przewagą goli. Przy korzystnym układzie spotkania Estonia – Łotwa (czyt. nikłe zwycięstwo Łotwy) Litwini mieliby puchar w kieszeni, ale nie ma już nawet na co czekać. Przeciwko Łotyszom podopieczni Valdasa Urbonasa przegrali już różnicą dwóch bramek, a porażka 1-3 przekreśliła wszystko. Do przerwy w Rydze prowadzili gospodarze, których w strzelaniu w 37. minucie wyręczył Markas Beneta notując samobója. Litwini wyrównali w 67. minucie za sprawą świetnego gola Pauliusa Golubickasa, ale dwie minuty później zostali sprowadzeni na ziemię, gdy Tomasa Švedkauskasa pokonał Eduards Emsis. W 85. minucie „kropkę nad i” postawił napastnik FC Sion, Roberts Uldriķis.

Nie trudno się domyślić, że wśród litewskich kibiców panują nastroje rozczarowania. Na pewno notowania trenera Urbonasa przed kolejnymi meczami spadły, chociaż szkoleniowca bronią dobre rezultaty z Ligi Narodów. Póki co jego następnym zadaniem będzie jak najniższa porażka w meczu towarzyskim z Hiszpanią. Piłkarze Luisa Enrique z Litwinami zagrają już 8. czerwca.

fot. LFF

Adam

Ogromny kibic piłki nożnej. Fan Liverpoolu jak i całej Premier League. Lubię także oglądać mecze Ekstraklasy, zwłaszcza jednego z czołowych polskich klubów, a także starcia w Lidze Mistrzów. Główny administrator fanpage'a "Opinie piłkarskie".

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments