Wisła – Cracovia. Przez cały dzień w powietrzu czuło się emocje związane z niedzielnymi derbami. Wisła przed meczem była w zdecydowanie gorszych nastrojach. Ostatnie zwycięstwo domowe odniosła z Legią jeszcze w sierpniu, nie mówiąc już ostatnim spotkaniu na Reymonta przeciwko Śląskowi (0:5). Goście zdecydowanie mniej czekają na trzy oczka, ale ostatni mecz domowy z Radomiakiem nie może zaliczyć do udanych. Dwa razy z rzędu w bezpośrednich starciach padał remis, dla obu drużyn to więc był odpowiedni moment na przełamanie.
„Pasy” dobrze weszły w mecz, starając się szybkim rozegraniem stworzyć różnicie na boisku. Pierwsze sytuacje jak uderzenie niekrytego Kamila Pestki, mogły skończyć się czymś więcej niż interwencją świetnie dysponowanego Mikołaja Biegańskiego. Po kilkunastu minutach goście ograniczali swoje akcje, choć do przerwy to bardziej oni zasłużyli na prowadzenie niż „Biała Gwiazda”. Tylko przy strzale Jana Klimenta Lukas Hrosso mógł czuć, że coś jednak ma do roboty w tych 45 minutach.
Po przerwie drużyna Michała Probierza wyglądała gorzej, a Wisła coraz bardziej się rozkręcała. Już na początku drugiej połowy Yaw Yeboah mocnym strzałem pokonał bramkarza i dał ważne prowadzenie swojej drużynie, którego już nie oddali. Po bilansie 0:7 w dwóch ostatnich meczach trener Adrian Gula postawił na to, by w końcu zagrać na zero z tyłu, za co chwalił drużynę na konferencji prasowej po spotkaniu.
Wisła wygrywa ważny mecz przed przerwą na reprezentacje, z kolei Cracovia już trzeci meczu z rzędu nie wygrywa, a drugi pod rząd przegrywa. Obaj trenerzy mówią o wykorzystaniu tego, że czeka wspomniana pauza na kadry narodowe. I „Biała Gwiazda” i „Pasy” czeka niewygodny rywal w następnej kolejce. Na stadion przy ulicy Kałuży przyjedzie Raków, który na wyjeździe przegrał w tym sezonie tylko raz, w drugiej kolejce w Białymstoku. Wisłę czeka wyjazd na wspomniane Podlasie, gdzie mecze z Jagiellonią w poprzednich latach różnie sobie radzili. Zobaczymy zatem jak faktycznie szkoleniowcy przepracują ten czas bez spotkań, oraz to jak wypadli na tle lokalnego rywala.
Autor tekstu: Krystian Kwiecień