Po tym jak wczoraj Kopenhaga zatrzymała Manchester City, a Maccabi ograło Juventus, kibice powinni brać pod uwagę, że Club Brugge może dziś pokonać Atletico w ich domu. Z tym że sytuacja mistrzów Belgii jest inna, niż wyżej wymienionych niespodzianek.
Jak dotąd podopieczni Carla Hoefkensa wygrali wszystkie mecze w fazie grupowej, nie tracąc przy tym gola. W Bruggi są świadomi szansy, przed którą stoją, co widać po ostatniej nierównej formie w lidze. Ciężko łączyć europejskie puchary z rozgrywkami w kraju, co jako Polacy wiemy jak mało kto. Zresztą trzecie miejsce w tabeli ligowej jeszcze nie napędza nikogo, by bić na alarm. Tym bardziej, gdy stoją przed szansą wyjścia z grupy po raz pierwszy od blisko 30 lat.
Atletico z kolei po prostu musi. „Rojiblancos” jak dotąd wygrali jeden mecz w grupie, podobnie jak Bayer i FC Porto. Mecz na własnym stadionie z całą pewnością pomoże gospodarzom, jednak muszą uważać, bo mecze wysokiej rangi na Wanda Metropolitano nie leżą im w ostatnim czasie. Gdyby nie wrześniowe zwycięstwo z Portugalczykami, to dopiero w maju wygrali istotny historycznie mecz, przy czym pokonanie wtedy Realu było nagrodą pocieszenia, bo „Królewscy” byli wtedy nowo koronowanymi mistrzami kraju.
Podopieczni Diego Simeone wygrali w weekend z Gironą, co na chwilę ostudzi niezadowolenie wśród kibiców. Na pewno oficjalne zakontraktowanie Antoine’a Griezmanna na stałe również pomoże atmosferze nie tylko wokół klubu, ale i wewnątrz. Z kolei goście z Belgii przegrali ostatnio z Westerloo, co może, ale nie musi wpłynąć na ich postawę. Stoją przecież przed ważniejszym meczem w Madrycie, od którego więcej będzie zależało. Jeżeli zespoły z Danii czy Izraela zatrzymują wielkie firmy, to dlaczego „najlepszy ambasador belgijskiej piłki” jak o nich piszą w kraju, nie pokona wielkiego Atletico, które wydaje się być nieco poobijane. Zwłaszcza że przed tygodniem potrafili tego dokonać na własnym obiekcie.
Autor: Krystian Kwiecień