Z czymś wyjątkowym mieliśmy do czynienia we wczorajszym meczu na The Hawthorns. Rozpoczyna się piąta minuta doliczonego czasu gry. Na tablicy widnieje wynik 1:1, Liverpool aby przedłużyć swoje nadzieje na awans do LM potrzebuje zwycięstwa. W pole karne wysłany zostaje bramkarz Alisson. Trent Alexander Arnold posyła idealne dośrodkowanie, a Brazylijczyk niczym Alan Shearer pakuje piłkę do siatki West Bromu. Liverpool zdobywa trzy punkty, a bramkarz tonie w objęciach kolegów.
To właśnie dzięki takim historiom kochamy piłkę nożną. Piękna historia, której tak bardzo potrzebowaliśmy. W końcówce tego jakże dziwnego sezonu, bo bez kibiców, z częstym graniem co 3 dni, gdy już naprawdę większość z nas jest zmęczona piłką nożną, dzieje się coś tak niesamowitego.
Miałem w trakcie tego sezonu wiele chwil, gdy najzwyczajniej w świecie nie miałem ochoty oglądać żadnego meczu, czy to takiego nazywanego hitowym, czy też takiego gdzie grał jakiś zespół, który darzę większą sympatią. Sprawdzałem tylko wynik, strzelców bramek i zajmowałem się dalej czymś innym.
Jednak w ten weekend nadeszły dwa wydarzenia. Przypomniały mi na nowo dlaczego kocham ten sport. Mowa o zwycięstwie Leicester w FA Cup (pisałem o nim w poprzednim artykule) i właśnie bramce golkpiera Liverpoolu w ostatniej akcji meczu.
Alisson ma za sobą wiele bardzo trudnych chwil. Rozgrywa słaby sezon. Wiele razy „przyłożył rękę” do straty punktów przez Liverpool. Stracił też swojego ojca z którym łączyła go wyjątkowo bliska relacja. Dlatego też ta bramka bardzo wiele dla niego znaczyła. Pojawiły się łzy i pozdrowienia dla swojego ojca. Brazylijczyk po tak wielu trudnych chwilach zasłużył na coś takiego.
To chyba jedna z najbardziej emocjonalnych bramek w historii Premier League. Oszaleli piłkarze Liverpoolu, oszaleli też komentatorzy spotkania i oszalało pewnie wielu kibiców The Reds. Ci którzy z nimi nie sympatyzują, najpewniej tylko złapali się za głowy i patrzyli z niedowierzaniem.
Za to kochamy właśnie futbol. Za nieprzewidywalność, wyjątkowe emocje i za właśnie tak piękne bramki jak ta Alissona. Obyś się nigdy nie zmienił!