Przed meczem większość statystyk była po stronie „Białej Gwiazdy”. Mecz w Poznaniu był jedyną porażką na ostatnich sześć. Pogoń z kolei w tygodniu odpadła z Pucharu Polski z KKS-em Kalisz, a ostatnie trzy spotkania ligowe kończyła na wyniku 1:1. Bezpośrednie mecze również były siłą gospodarzy.
Od 2013 roku tylko dwa razy przegrali z „Portowcami” przy Reymonta. To z Pogonią przerwali serię 10 porażek z rzędu dwa lata temu. Gdy kibice Wisły mogli się martwić po meczu z Lechem, tak rywalizacja ze Stalą Mielec w Pucharze dodała otuchy i dała nadzieje, że jednak „Kolejorz” jest aż tak dobry, a nie Wisła tak słaba.
Pomimo faktu, że podopieczni Kosty Runjaicia nie wygrali meczu wyjazdowego od 16 kwietnia (!), dziś złapali Krakowian na wykroku, między słabą formą, a dobrą. Patryk Stolarski razem z Jakubem Bartkowskim nie dali okazji wyszaleć się Yaw Yeboah, czy Mateuszowi Młyńskiemu. Ani Brown-Forbes, ani Jan Kliment po przerwie nie potrafili na dłuższą metę zagrozić defensywie gości.
Gdy po jednej stronie Michal Skvarka zastanawiał się do kogo podać, to po drugiej Kacper Kozłowski dryblował między trzema graczami Wisły i podawał prostopadłą piłkę do Kamila Grosickiego. Dopiero po przerwie przez pierwszy kwadrans gospodarze zaczęli atakować bramkę Dante Stipicy. Ostatecznie pstryczek losu strzelił bramkę Pawłowi Kieszkowi. Gola bowiem zdobył były „Wiślak” Jean Carlos Silva, który w stolicy Małopolski grał jeszcze w ubiegłym sezonie.
Ciężko powiedzieć co właściwie jest wyznacznikiem formy Wisły. Czy zwycięstwo z Legią, czy porażka w Poznaniu. Wiem za to, że od miesiąca kibice z Krakowa czekają na komplet punktów. Z kolei fani ze Szczecina mogą odetchnąć z ulgą. Nie dość, że w końcu wygrywają na wyjeździe, to w dodatku na Reymonta, gdzie patrząc na historię rywalizacji wyjątkowo im ten obiekt nie leży.
Autor tekstu: Krystian Kwiecień