Pierwsza wygrana Stali w tym sezonie

W pojedynku dwóch nowych trenerów klubów z Ekstraklasy, górą był ten z Mielca. Adam Majewski bardzo dobrze przygotował swoją drużynę na mecz z Wisłą Kraków, dzięki czemu Stal wygrała 2:1. Do tego miał niesamowitego nosa, dając zagrać od początku Aleksandyrowi Kolewowi, bo zdobył wspaniałą bramkę, która na pewno zostanie długo w pamięci kibiców z Mielca i zapewni mu pierwszy skład na kilka następnych spotkań.

Utrzymywanie się przy piłce to nie wszystko

Od początku spotkania inicjatywę przejęła Stal. W trzeciej minucie Urbańczyk popełnił faul na jednym z Wiślaków, po tym jak ten przejął piłkę i zaczął wyprowadzać kontrę. Szymon Marciniak pokazał mu za to żółtą kartkę. Kolejne minuty upływały pod znakiem dominacji piłkarzy z Mielca, goście nie potrafili przejąć piłki, ale za to gospodarze nie potrafili z konkretyzować swojej przewagi. Pierwsza groźna sytuacja, to dziesiąta minuta. Kliment dostał podanie z głębi pola i wszedł w jedenastkę Stali. Oddał strzał z dużego kąta, ale bramkarz stał na posterunku i bez problemu obronił. Kolejna groźna sytuacja miała miejsce w szesnastej minucie. Yaw Yeboah dostał podanie od Skvarki w bocznym sektorze boiska. Popędził w stronę pola karnego Stali, zszedł lekko do środka i oddał strzał, który był za słaby, żeby wpaść do siatki. Strączek bez najmniejszego problemu wybił futbolówkę. Dwudziesta pierwsza minuta przyniosła stały fragment dla Mielczan. El Mahdioui faulował w okolicach 25 metra swojego pola karnego, za co sędzia pokazał mu żółty kartonik. Do piłki podszedł Mateusz Mak i oddał fenomenalny strzał, wymierzony w okienko bramki. Kieszek musiał wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności, żeby sparować piłkę na poprzeczkę. W kolejnych minutach dominowali piłkarze Białej Gwiazdy, ale nie potrafili stworzyć groźnych sytuacji. Ostatni kwadrans pierwszej połowy rozpoczął się od rzutu rożnego dla gospodarzy. Futbolówka została zacentrowana, ale wszyscy, którzy do niej wyskoczyli minęli się z nią. Dopiero na dalszym słupku czekał De Amo, który oddał strzał z małego kąta, ale niecelny. Trzydziesta ósma minuta, to gol dla Wisły, ale ze spalonego. Yeboah zagrał z głębi pola do Skvarki, który szybko oddał piłkę do Klimenta, ten wpadł w jedenastkę Stali i pokonał bramkarza. Okazało się, że ofensywny pomocnik Białej Gwiazdy był na pozycji spalonej zanim oddał piłkę do napastnika. Cztery minuty później niesamowitego gola zdobywa Kolew. Przyjmuje podanie na dwudziestym piątym metrze i oddaje potężny strzał w okienko. Kieszek był bez szans, 1:0 dla Stali Mielec. Do końca pierwszej części Wisła znowu dominowała, jednak nie potrafiła tego wykorzystać.

Liczą się konkrety

Druga połowa rozpoczęła się wyśmienicie dla piłkarzy z Reymonta. W czterdziestej siódmej minucie Hanousek wrzucił piłkę z okolic trzydziestego metra w jedenastkę Stali. Najwyżej wyskoczył Kliment, który skierował futbolówkę do siatki. Na odpowiedź gospodarzy nie trzeba było długo czekać. W pięćdziesiątej trzeciej minucie Gettinger dośrodkowuje w pole karne Wisły, najwyżej wyskakuje Mateusz Mak i głową kieruję piłkę prosto w okienko. Stal wychodzi na prowadzenie. Reszta drugiej połowy, to pokaz nieporadności gości. Mimo tego, że znowu dominowali, to nie potrafili stworzyć sobie dogodnych sytuacji. Stal dobrze się broniła na swojej połowie i nie pozwalała na zagrożenie bramce strzeżonej przez Strączka.

Trzeba wyciągać wnioski

Drużyna z Mielca wygrała pierwszy mecz w sezonie, strzeliła w końcu bramkę z gry, a nawet dwie i zaprezentowała się naprawdę solidnie. Natomiast Wisła Kraków nie wyciągnęła żadnych wniosków ze spotkania z Rakowem Częstochowa. Mimo dominowania rywali przez większość meczu, piłkarze Białej Gwiazdy nie stwarzali większych problemów obrońcą gospodarzy. Podopiecznym Adriana Guli brakuje skuteczności, polotu i finezji. Potrafią długo utrzymywać się przy piłce, ale nic z tego nie wynika. W taki sposób nie da się wygrywać meczy, nawet z teoretycznie niżej notowanymi rywalami. Dużą bolączką klubu z Krakowa są też stałe fragmenty. To po nich piłkarze Stali stwarzali największe zagrożenie. Dokładnie tak samo, jak miało to miejsce w poprzedniej kolejce. Po obiecującym początku sezonu, czarne chmury zaczynają się zbierać nad stadionem przy ulicy Reymonta, jeśli Wiślacy nie poprawią swojej gry mogą zapomnieć o czołowych lokatach. Raczej będą musieli myśleć o tym, jak pozostać w Ekstraklasie, a Adrian Gula szybko pożegna się z posadą trenera.

Autor: Jakub Kordek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *