Chłopcy ze Stali. Jedność przede wszystkim

„Dla mnie to bardziej zadupie niż miasto”. Tak brzmiała puenta rozmowy z Panią, która niedzielnym wieczorem sprzątała na Mieleckim dworcu autobusowym. Będąc tego dnia na Podkarpaciu, wpisałem, co można porobić w tym mieście, jakie ma atrakcje niezależnie od dnia. Zrozumiałem wtedy, że Pani sprzątająca mogła mieć rację.

Jednakże Mielec ma coś, czego nie ma Gdańsk czy Katowice, a jak zbyt wiele pójdzie nie tak, to również Kraków. Mianowicie klub w Ekstraklasie. Stadion na ulicy Solskiego nie jest najpiękniejszą areną, na jakiej miałem przyjemność być. Utrudnieniem dla widza jest bieżnia, która oddala murawę, ale jednak przez nie wielki rozmiar obiektu wygląda to i tak nieźle. Czuć na nim klimat przeszłości. Stal pokonała po wielkim poświęceniu Górnika pomimo gry w dziesiątkę. Przed przyjazdem na ten mecz zastanawiałem się, w czym jest lepsza Stal od ekip, które w ostatnich latach spadały. Nie są przecież z dużego miasta. Nie mają lepszych piłkarzy niż Lechia czy Wisła gdy te wylatywały do 1 ligi. Nie mają też zachwycającego budżetu czy perspektyw dołączenia do ciekawego projektu, skoro od czasu powrotu do najwyższej klasy rozgrywkowej celem jest utrzymanie. Dlaczego Stal nadal jest w Ekstraklasie i czemu nie zanosi się, żeby spadła?

Możliwe, że kilka najbliższych zdań będzie na wyrost i jest bardziej zbiorem refleksji, niż suchych statystyk, ale może będzie w nich jakiś sens. Zespół jest budowany po prostu rozsądnie. Gdy pojawia się gwiazda skali Hamulicia czy Tomasiewicza, to wiedzą, że muszą ich sprzedać, póki jest chętny. Pamiętam słowa byłego dyrektora sportowego Wisły Kraków Tomasza Pasiecznego, że Grzegorz Tomasiewicz to dobry zawodnik, ale za niski na swoją pozycję. Wisła kilka miesięcy później spadła z ligi, a Stal i sam Tomasiewicz nadal w niej są. Jeśli chodzi o trenerów, to mają oni czas na przyjście wyników drużyny. Adam Majewski czy teraz Kamil Kiereś dostają go na różne wpadki i błędy, bo przecież zwolnienie oznacza płacenie trenerowi do końca kontraktu. Nie chodzi mi o robienie z Mielczan do szpiku biednych, ale faktem jest, że głównym celem na Podkarpaciu nie jest styl, tylko punkty za wszelką cenę. Każdy w klubie, kto spojrzy na tabelki w Excelu i widzi, co dzieje się w innych tak niskobudżetowych klubach, gdy co chwila jest zmieniany szkoleniowiec wie, że lepiej chwilę przeczekać, bo raz przegramy z Jagiellonią, a raz ogramy nawet Legię czy Lecha.

Do Mielca przybywają raczej zawodnicy bliscy końca kariery, lub po prostu wiekowi, ale doświadczeni, ewentualnie młodzi, którzy przychodzą na wypożyczenie. Piotr Wlazło z Bruk-Betu Nieciecza, Leandro z Górnika Łęczna, Krystian Getinger będący w klubie od lat, czy Maciej Domański, który co jakiś czas w swojej karierze wraca do Stali. To nie są piłkarze, którzy wprawiają o gęsią skórkę, ale to między innymi oni dadzą utrzymanie. Jeśli chodzi o kibiców, to widać zaangażowanie. Na meczu z Górnikiem przyszło blisko sześć tysięcy osób, czyli około 1/10 miasta o 12:30 w niedzielę zasiadła na trybunach pomimo deszczu i pory spotkania wspierała swoich piłkarzy. W chwili gdy sędzia Przybył anulował przy pomocy VAR-u decyzję o podyktowaniu karnego, sektor zajmowany przez dzieci zaczął krzyczeć „sędzia kalosz!”. Nie mnie oceniać czy to było odpowiednie zachowanie, ale pokazuje na pewno zaangażowanie lokalne w klub nawet tych najmłodszych.

Nie ma w mieście zbyt wielu pamiątek dotyczących czasów dwóch mistrzostw Polski, czy pojedynków z Realem Madryt, który w dwumeczu przegrali 1:3. Jest za to pamięć o czasach, gdy jeszcze nie dawno trzeba było przychodzić na mecze zdecydowanie mniej prestiżowych klas rozgrywkowych. Mam poczucie, że w Mielcu nikogo nie obchodzi na razie styl. Wszyscy cieszą się godziną 12:30 i starciami z Górnikiem, Puszczą czy Legią, bo wiedzą ile musieli wycierpieć przez dekady, by być w tym miejscu, jakim dla miasta jest Ekstraklasa. Jest wiele zasłużonych dla Polskiej piłki klubów, które są tam, gdzie Stal była jeszcze nie tak dawno temu. Teraz to Stal patrzy po latach na Polonię Bytom oraz Warszawa czy Wisłę Kraków z poczuciem, że oni tę drogę mają za sobą. Po prostu wszyscy są w Mielcu czujni, by do tego nie wrócić. Nie mają dużego ego, z bycia dwukrotnym mistrzem. Są z tego dumni, ale się nie obnoszą. Po prostu dbają o to, by być jak najbliżej czasów lat 70. tych, czasem po prostu będąc w najwyższej lidze, niż rzucić się w walkę o coś więcej i stracić lata pracy, przez jeden sezon zbytniej buty. Mogłem tej Pani wtedy odpowiedzieć: „Może i zadupie, ale chociaż macie Ekstraklasę”. Może to nie wiele, ale jest przynajmniej lokalne poczucie wspólnego celu i jedności.

Autor: Krystian Kwiecień

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *