Transfery na Old Trafford w ostatnich latach mają to do siebie, że zwykle są przepłacone. Nie trzeba być wprawnym menedżerem piłkarskim, żeby wiedzieć, że kogo jak kogo, ale Manchester United można naciągnąć. Są lepsze i gorsze przykłady bardziej lub mniej przepłaconych graczy, ale finalne to transfer najbardziej medialny jest symbolem pogrzebania rozwoju tego klubu.
Nie twierdzę, że Ole Gunnar Solskjaer stałby się godnym rywalem dla Guardioli, Kloppa, czy Artety. Nie uważam też, że każdy transfer za jego kadencji poprawiał sytuację klubu. Jednakże to ruch, którego United nie potrzebowało w dużym stopniu, doprowadził do załamania poczucia, że zespół jak i cały Manchester idą w jakimś kierunku. Powrót Cristiano Ronaldo na Old Trafford sprawił, że z klubu, idącym w jednym kierunku, United stało się znowu maszynką do lajków i pieniędzy.
Oczywiście taki klub generuje olbrzymie zainteresowanie niezależnie od tego, czy piłkarz, skali Ronaldo, się tam znajduje, czy nie. Chodzi mi bardziej o to, że to za kadencji norweskiego trenera zespół zaczął budować swoją hierarchię i kręgosłup. Do Euro 2020 nawet Harry Maguire nie wyglądał źle, choć dopiero od trwającego właśnie sezonu można powiedzieć, że wraca do formy. Ponadto ściągnięcie Bruno Fernandesa, oraz pozbycie się choćby Lukaku czy Alexisa Sancheza do Interu Mediolan sprawiało wrażenie, że Solskjaer zaczyna budować swoje fundamenty. Częściej byli kupowani zawodnicy, dla których taka okazja mogła nie przejść koło nosa obojętnie. Nie były to ruchy wielkie. Czasem to byli gracze skali Diogo Dalota, Alexa Tellesa, czy van de Beeka. Finalnie wydawało się, że dla każdego była to szansa zaistnienia na największej scenie, bo choć FC Porto, czy Ajaxu nie trzeba przedstawiać, to jednak Premier League w porównaniu do ligi holenderskiej czy portugalskiej to inna półka.
Brazylijczyk i Holender okazali się niewypałami, ale jednak ściąganie ich można było jakoś bronić. Znaleźć wspólne punkty czemu oni na Old Trafford w ogóle się pojawili. Diogo Dalot zresztą też nie zachwyca, ale nie jest znowu taki najgorszy, na jakiego czasem na boisku wygląda. Do okienka transferowego 2021/22 tylko Edison Cavani miał solidnie zbudowaną markę w Europie w najwyższych ligach z zawodników ściągniętych, ale i w tym wypadku wszyscy wiedzieli, że on tutaj jest na chwilę i że będzie się godził z ławką rezerwowych. Sportowo w tym czasie zespół wydawał się być na wznoszącej. Co prawda dopiero Erik ten Hag przerwał posuchę w gablocie z trofeami. Jednak to Solskjaer wprowadził jakąś formę, przewidywalność wyników i tego, że czasem może i przegrają, ale tanio skóry nie sprzedadzą.
Manchester United przez trzy lata pracy Norwega w Premier League zajmował miejsce szóste, trzecie i drugie. Widać ewidentnie krok po kroku jak zmieniała się drużyna pod jego wodzą w lidze, o której mistrzostwo nadal jest trudno od czasów Sir Alexa Fergusona. Od 22 grudnia do 10 marca ekipa z Old Trafford nie przegrała meczu na krajowym podwórku, mając serię piętnastu meczów bez porażki. W międzyczasie udało się awansować do ¼ Ligi Mistrzów eliminując po drodze PSG, wyrzucić z FA Cup Arsenal i Chelsea, zatrzymując się dopiero na ligowej potyczce z Kanonierami. Ponad kwartał bez porażki w kraju. Teraz wydaje się nierealne.
Przez ten okres dwa razy dochodzili do półfinału Carabao Cup i raz do ½ FA Cup. W ostatnim pełnym sezonie Solskjaera United przegrało w lidze sześć spotkań, czyli ex aequo tyle, co mistrzowski Manchester City. To pierwszy raz od odejścia Sir Alexa, by United miało najmniejszą liczbę porażek w lidze. W dwóch pełnych sezonach ligowych drużyna z Old Trafford miała bilans bramek na poziomie około 30 na plusie. Zeszłoroczny chwalony zespół miał bilans 15. Co warto dodać to za Solskjaera w sezonie 20/21 Manchester strzelił najwięcej goli w pojedynczym sezonie od czasu mistrzostwa. Strzelili 74 gole, a przez okres pracy trenera nie schodzili poniżej 65 (za ten Haga rok temu 58).
Po tym okresie bez trofeów, ale z zauważalnym rozwojem sportowym, Manchester United zburzył wszystko, co zaczął tworzyć. Pojawił się Jadon Sancho, Raffael Varane i przede wszystkim Cristiano Ronaldo. Warto się po czasie zastanowić, jaki był tego sens. Czemu wrócono do starych nawyków, czyli szukania jak największej medialności, zamiast działania takiego, jak dotychczas? Być może lepiej by było, gdyby Sir Alex nie kontaktował się z Ronaldo z prośbą o powrót do klubu. Nie dowiemy się tego. Moją tezą zresztą nie jest zrzucenie całej winy na Portugalczyka. Bardziej chcę zwrócić uwagę na tę symbolikę, o której pisałem na początku tekstu. Manchester United nie potrzebowało medialności i Cristiano Ronaldo. W tamtym czasie filarami stawali się młodzi, głodni robienia wielkich rzeczy, lub zawodnicy mający coś do udowodnienia. Ten transfer jest dowodem na stratę czasu.
Od tamtej pory znowu wróciły demony, które wszyscy mieli nadzieję, że bezpowrotnie zniknęły. W sezonie 20/21 najlepsza ofensywna trójka zespołu Bruno-Rashford-Cavani mieli udział przy 63 golach ligowych. Po przyjściu CR7 najlepsze trio Ronaldo-Bruno-Greenwood przy 43 bramkach. Równy zjazd dwudziestu goli udziału. Nagle Bruno przestał być takim liderem, jakim był. Rashford zaczął częściej szukać gwiazdy ataku, zamiast samemu strzelać do bramki rywali.
Z całą pewnością kadencja Ole Gunnara Solskjaera mogła, a nawet powinna lepiej się zakończyć. Pokazał on przez ten okres, że United może wrócić na zasłużone miejsce. Najpierw jednak muszą myśleć nie klikami, tylko projektem. Tak jak ma to miejsce w Arsenalu, czy tak jak podczas tych kilkunastu miesięcy pracy norweskiego trenera.
Autor tekstu: Krystian Kwiecień