Niespełna osiem miesięcy temu Liverpool był na szczycie… Prawie na szczycie. Porażka w finale Ligi Mistrzów i „zaledwie” drugie miejsce w Premier League za plecami Manchesteru City, zostały osłodzone dwoma krajowymi pucharami. Była feta z okazji tych tytułów, pożegnanie się z klubem chociażby Sadio Mane i Divocka Origiego. Potem powitanie Darwina Nuneza i wielkie nadzieje przed nadchodzącym sezonem. Co poszło nie tak? Dlaczego Liverpoolowi Kloppa daleko teraz do walki o mistrzostwo Anglii, a ewentualne zwycięstwo w Lidze Mistrzów wydaje się teraz czymś niemalże niemożliwym. Winnych jest wielu, jednak skupię się dziś głównie na menedżerze „the Reds”. Gdzie i czy Klopp zawiódł?
Klopp dał Liverpoolowi upragniony tytuł, po 30 latach oczekiwania mistrzostwo Anglii wreszcie powróciło do Mersyside. Dlatego też kibice już na zawsze powinni być wdzięczni niemieckiemu menedżerowi, jednak nie może być to fanatyczna wdzięczność. Klopp myli się jak każdy człowiek, częściej jednak „ma nosa” i podejmuje dobre decyzje, pomimo kłód rzucanych mu pod nogi przez np. właścicieli klubu, którzy bardzo skrupulatnie pilnują klubowe wydatki. A więc gdzie te błędy? Przede wszystkim w jednej formacji. W pomocy.
Największa zaleta Kloppa…
Jürgen Klopp jest wybitnym motywatorem, trenerem i taktykiem. Widzieliśmy dziesiątki przykładów, gdy z piłkarzy o wątpliwej jakości piłkarskiej wyciągał te przysłowiowe „120%”. Marcel Schmelzer, Kevin Großkreutz, Jordan Henderson, Divock Origi czy Gini Wijnaldum, można by tak długo wymieniać. Potrafi też wyciągać ukryty potencjał z graczy, bardzo dobrymi przykładami są tutaj chociażby Robert Lewandowski, czy Andrew Robertson. Tyle razy nam pokazywał, że nawet i bez ogromnych nakładów finansowych (chociaż wiadomo że pieniądze w jakimś stopniu były wydawane) da się walczyć o najwyższe cele i wygrywać mistrzostwa kraju czy walczyć o triumf w Lidze Mistrzów. Nic jednak nie trwa wiecznie, piłka nożna wymaga ciągłego rozwoju. W przeciwnym wypadku zaczynasz się w tym rozwoju cofać…
Jest także jego największą wadą
Gdy Jürgen Klopp przybywał do Liverpoolu w październiku 2015 roku dał swoim ówczesnym piłkarzom szanse na pokazanie się tzw. „czystą kartę”, nie kupił nikogo poważnego w zimowym oknie transferowym, a porządki zaczęły się dopiero latem. To był prawdziwy początek Liverpoolu Kloppa, przyszli Mane, Wijnaldum czy Joel Matip. Niemiecki menedżer nie był przywiązany np. do Joe Allena, Christiana Benteke czy Mamadou Sakho. Wszyscy okazali się piłkarzami nieodpowiednimi do projektu Niemca w Liverpoolu i bez większego żalu sprzedani.
Jak to było w ostatnich latach? Zupełnie przeciwnie. W ostatnich trzech sezonach z tej formacji odszedł w zasadzie tylko Gini Wijnaldum (na zasadzie wolnego transferu do PSG), a byli piłkarze którzy mogli opuścić klub. Alex Oxlade – Chamberlain potwierdza to swoimi ostatnimi występami, widać po jego grze, że najlepsze lata ma już za sobą. Przedłużenie kontraktu z Jamesem Milnerem też wydaj mi się dość zbędnym ruchem, oczywiście Anglik ma olbrzymie doświadczenie, jest wszechstronnym piłkarzem, ale ile zagrał dobrych spotkań w tym sezonie? Niewiele. Curtis Jones kompletnie zatrzymał się w rozwoju, może to jeszcze nie moment, żeby go sprzedać, ale wypożyczenie do innego zespołu z Premier League? Pozbywając się tych panów w odpowiednim momencie, można było zaoszczędzić sporo pieniędzy.
To nie klątwa 7. sezonu Kloppa, a efekt zaniedbań
A jak wygląda kwestia transferów do klubu? Po 2018 roku de facto jeden transfer (Thiago Alcantara w 2020 r.), bo trudno nazwać wypożyczenie Arthura wzmocnieniem pomocy. W połączeniu ze spadającą formą Jordana Hendersona i Fabinho, dostajemy obraz nędzy i rozpaczy. Pep Lijnders, czyli asystent Kloppa wydał książkę o piłce nożnej, dość dziwne, co nie? Jednak ciekawsze jest zawartość tej książki. Holenderski trener wspomina tam, że Jordan Henderson czy James Milner są swoistym przedłużeniem myśli taktycznej Kloppa na boisku. Może dlatego tak trudno Kloppowi odstawić obu piłkarzy od pierwszej jedenastki, oni rozumieją i wpasowują się w taktykę Niemca idealnie. Jednak młodsi już nie będą.
Liverpool w ostatnich tygodniach ma ogromne problemy w środkowej części boiska, co boleśnie wykorzystało Brighton w miniony weekend, czy Wolves w meczu pucharowym. W starciu z „Wilkami” Jordan Henderson, Fabinho, Harvey Elliott i Naby Keita (o zdrowiu Gwinejczyka można napisać osobny artykuł, ale myślę że wszyscy słyszeli już o jego „szklanych nogach”) zaliczyli przez cały mecz łącznie trzy udane odbiory piłki! Sam Thiago Alcantara w trakcie trwania tego starcia zaliczył sześć takich udanych zagrań. Może czas dać więcej szans młodemu Stefanowi Bajceticiowi, hiszpański pomocnik spisuje się bardzo obiecująco po mundialowej przerwie i nawet dał radę strzelić już swoją debiutancką bramkę w Premier League.
W innych formacjach nie ma takich problemów i wymiana pokoleniowa jest widoczna. Nunez, Diaz, Jota, Gakpo, Konate, zarówno atak jak i obrona zmienia się na przestrzeni lat. Wystarczy też spojrzeć na inne topowe kluby, np. Manchester City. Pep Guardiola nie ma najmniejszych problemów z „odpalaniem” zasłużonych piłkarzy, tak jak zrobił to latem z Raheemem Sterlingiem.
Podsumowanie
Liverpool w przeciągu ostatnich 7 sezonów ma najlepszy bilans transferowy (tzw. „net spend”) z całego top 6. Właściciele dołożyli do transferów „zaledwie” ok. 270 mln funtów z kasy klubu. Następny w tym zestawieniu Tottenham wydał w ten sposób już ponad 400 mln funtów, a „najgorzej” w tym zestawieniu wypada Manchester United, który ma na liczniku około 900 mln funtów na minusie. Wnioski? Klopp zawsze miał trudno ze wzmocnieniami w Liverpoolu i nie mógł sobie pozwolić na tak kosztowne ruchy, jakie robiły inne zespoły z Premier League. Były jednak błędy, które łatwo oceniać z perspektywy czasu, jednak czy Klopp mógł lepiej zbalansować swoją pomoc przed tym sezonem? Tak, miał do tego wiele okazji i trudno wszystko usprawiedliwiać skąpstwem właścicieli, gdy na innych pozycjach dało się czynić wiele sensownych wzmocnień.